Wigilia Bożego Narodzenia, czas oczekiwania... Lubiłam
wigilię w moim rodzinnym domu. Mama dbała by kolacja była wyjątkowa,
zawsze ryby smażone, kergulena i karp w galarecie, rolmopsy i inne
śledzie, barszcz z uszkami, a na deser łamańce z makiem i bakaliami.
Kompot z suszu smakował wyjątkowo. Choinkę przynosił nam pan gajowy,
zawsze piękna do sufitu. Zapalało się prawdziwe świeczki, tylko
uważajcie na anielskie włosy - mówiła Mama.
Po kolacji siadaliśmy wspólnie ,Tata brał skrzypce i
intonował kolędy, to były piękne rodzinne koncerty. Najmilsze dla mnie
to były saneczki z Tatą, ulica jeszcze pusta zanim zaczęły jechać sanie
z ludźmi na Pasterkę. Szły też pieszo duże grupy kolędujących.
Czasami szłam z Tatą na Pasterkę. Było rodzinnie, wesoło
mimo, że jeszcze wtedy nie było u nas elektryczności. Słuchałam chętnie
rozmów Taty z siostrą Henią i bratem Jerzym. Czasami i mnie o coś
zapytano. Za mała bym by wyrażać swoje zadanie. Takie wspomnienia...
Przyjęcie w domu moich Rodziców, rok ?
Barbara Miszta: „Mój Tato, ten z muchą, jeszcze kawaler – w
Stołpcach 1928 r.„
Sławomir Artur Marzec: „A ten drugi, co siedzi, to podobny do
Antoniego Sledzia”
Źródło:
https://www.facebook.com/barbara.miszta |